Przejdź do głównej zawartości

Rozdział IV



Czas na rozdział czwarty. Jest troszkę krótki, ale mam nadzieję, że to nie problem. 

Miłej lektury.
________________________________________


Już jutro poniedziałek. Nawet nie wiecie jak nie chce mi się iść do szkoły. Może gdyby to był normalny weekend. Ale to była majówka. Pięć dni wolnego. Każdemu by się nie chciało.
            Rano poszłam do kościoła. Zawsze chodzimy na rano. Jak to mówi Jacek: ,, potem masz już z głowy i możesz sobie zaplanować resztę dnia”. Ma rację. Wracając poszliśmy na lody. Miało być tak rodzinnie i w ogóle. Ale raczej nie wyszło. Może gdyby nie było Kamili. Już nawet ojczym mi nie przeszkadza. Nie bardzo lubię te nasze ,,rodzinne’’ spotkania. Zawsze mam nadzieję, że będzie inaczej niż zawsze, ale przecież nie może być inaczej, bo jest Kamila. Przyrodnia siostrunia zawsze musi wszystko popsuć. Wiecie, nawet ojczym stara się być dla mnie miły chociaż - jak wspomniałam na początku - niespecjalnie mnie lubi. Ale Kamila to już inna bajka. Nie będę się zniżać do jej poziomu i powtarzać jej wyzwisk, i złośliwości. Mogę tylko z dumą powiedzieć, że mam wspaniałego brata. Tak jej nagadał, że aż miała łzy w oczach. Wiem, że nie powinnam się cieszyć czyimś cierpieniem, ale to nie ktoś tylko Kamila. Dlaczego ona może, a ja nie? Racja. To jest banalne pytanie. Ja nie potrafię być tak podła, żeby kogoś doprowadzić do łez. Ale Jacek mówi że to kwestia czasu. Podobno on kiedyś się wszystkiego bał (nawet owiec), a teraz? No proszę! Nawet z Kamą sobie poradził.
            Swoja drogą ciekawe jaką szkołę życia musiał przejść. Bo Kamilę wcale nie tak łatwo pokonać. Myślicie, że nie próbowałam? Oczywiście, że tak. Ale potem zawsze było na mnie. Kama robiła słodziutką minkę, a ojczym zawsze jej wierzył. W końcu to jego córeczka. Kiedyś o mały włos mama jej uwierzyła. To znaczy uwierzyła. Ale podsłuchała rozmowę Kamili z koleżanką. I teraz już nie daje się nabrać. Cieszę się, że moja mama jest taka… no wiecie. Nie da jej się oczu zamydlić.
            Muszę wziąć się za lekcje. Do końca roku szkolnego jeszcze półtora miesiąca ciężkiej pracy. Najcięższe w całym roku, bo trzeba sobie oceny poprawić. Więc już nic nie piszę, tylko biorę się do pracy. O KURCZĘ! Mam jutro dyktando z polskiego. NIEDOBRZE.

Komentarze

  1. No ja już po prostu nie wiem co pisać. Niby taka zwykła, a na dodatek krótka część, a po prostu chcę od razu przeczytać ciąg dalszy. Dziękuję Ci, że piszesz te imaginy *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że ci się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można się bać owiec? Ok, każdy ma swoje dziwactwa, ale...
    Paula, księżniczko własnej bajki, kolejna świetna część.

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, troszkę krótkawy :). No ale na szczęście dla mnie kolejny rozdział już napisany, więc jest spoko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No, rozdział krótki. Krótszy niż poprzednie, które też były krótkie. Nie wiem, co napisać, bo to dopiero początek historii i dopiero wprowadzasz nas w ten świat, więc powiem tylko, że mi się podoba i idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział wyjątkowo krótki, ale fajny. ;)
    Już mam pewność, że lubię Kamilę. ;D Jest zła (mam nadzieję) i dobrze. ;)
    Co tu jeszcze mam komentować? Idę dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział XXV

Leżałam na jakimś łóżku. Spróbowałam otworzyć oczy, ale powieki odmówiły mi posłuszeństwa. Słyszałam jakieś głosy, jednak wszystko było takie przytłumione. Poza tym szumiało mi w uszach.             - Dlaczego to zrobiłeś? Odbiło ci?! –zapytał jeden z głosów.             - Musiałem. – powiedział drugi. Byłam pewna, że należy do mojego ojca.             - Musiałeś?! Mogłeś ją zabić! – krzyknął ten pierwszy. Wydawało mi się, ze to Dart.             - Nie mógł jej zabić takim uderzeniem. – wtrącił trzeci głos - Co najwyżej ogłuszyć na kilka dni.             - Wszystko jedno. Ale jaki ojciec tak traktuje własne dzieci? – powiedział już spokojniej Dart. Dobre pytanie. Też bym je zadała, gdybym mogła.             - Nie rozumiesz. – westchną król – Musiałem bo… - reszty już nie usłyszałam. Chociaż bardzo chciałam powstrzymać nachodzącą mnie słabość, nie potrafiłam. Znów pojawiła się ciemność.             Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez wielkie okna. Ile c

Rozdział XXXV - ostatni

Od kiedy pogodziłam się z ojcem, minął miesiąc. W czasie, gdy jeszcze nie mogłam wstawać z łóżka, często do mnie przychodził. Rozmawialiśmy godzinami, nadrabialiśmy stracony czas, ale nigdy nie wracaliśmy do przepowiedni. Było, minęło. Oboje nie chcieliśmy do tego wracać. Równie często jak król, przesiadywał u mnie Dart. Spędzaliśmy czas na poznawaniu się, rozmowach, nauce. Sala balowa została wysprzątana i wyremontowana. Teraz wygląda zupełnie inaczej. Zniknęły wszystkie przedmioty, które w jakikolwiek sposób kojarzyłyby się z tamtym dniem. Król pozbył się zwłaszcza fortepianu, przez który omal nie zginęłam. I dobrze. Chyba już nigdy nie zbliżę się do tego instrumentu. Kaslar powoli leczył mnie magią, dlatego złamania szybciej się zagoiły. Jeszcze trochę kulałam i nie mogłam wykonywać gwałtownych ruchów, ale przynajmniej chodziłam. Całymi dniami przechadzałam się po zamku i ogrodach, ciesząc się, że skończyło się to tak, a nie inaczej. Wdychałam świeże powietrze i podziwiała

Rozdział XXXIV

Kiedy się ocknęłam, wcale nie było po wszystkim. To nie był żaden koszmar, to działo się naprawdę. A ja leżałam pod czymś czarnym i bardzo ciężkim. Nie mogłam się poruszyć. Po krótkiej chwili, spostrzegłam, że zostałam przygnieciona fortepianem. Musiałam się stąd wydostać. Znów zalała mnie ta fala bezsilności. Nienawidziłam tego uczucia. Gdzie się podziali Kaslar i Ramalan? Czyżby im też coś się stało? Koniec miał rację. Zabiłam ich wszystkich, tylko przez swój upór. Straszliwie bolała mnie głowa. Nie mogłam ruszać nogami. Co gdybym tak po prostu się poddała? Co gdybym nie walczyła? Nie, przestań – powiedziałam sobie. Powoli uniosłam się na łokciach. Spróbowałam ocenić sytuację. Gdybym się postarała, może udałoby mi się wydostać spod tego fortepianu. Zebrałam wszystkie siły, skoncentrowałam myśli i wyobraziłam sobie jak instrument szybuje wprost na Lorda Fino. I tak się stało. Ale on zdążył się odsunąć. Chciałam wstać, ale nie dałam rady. Dalej nie mogłam ruszać prawą nogą.